Eskapadowcy.pl
Szukaj na stronie:

Blog: Woyt

Przeszukaj wpisy:

Pokaż Wszystkie Wpisy

Archiwum

Kategorie

Weekend majowy w Zakopanym
Przesłane: 2010-08-22 - 8 komentarz(y)

           W tym roku, postanowiliśmy spędzić długi majowy weekend ze znajomymi w Stolicy Polskich Tatr – w Zakopanem. Poszukiwanie kwater zaczęliśmy pod koniec marca i choć muszę przyznać, że już wtedy nie było łatwo o dwuosobowy pokój w okolicach Krupówek, to jednak udało nam się znaleźć dwa pokoje dwuosobowe w rozsądnej cenie (50PLN za dobę od osoby) i dość blisko rozrywkowego centrum Zakopanego – kwatera przy ul. Makuszyńskiego 1b.
 
Widok na Giewont z naszego balkonu

    Chcąc jak najbardziej uniknąć stania w korkach, wyruszyliśmy z Warszawy w piątek z samego rana, jednak jadąc do Zakopanego nie można uniknąć dwóch najbardziej newralgicznych punktów – Krakowa i Zakopianki. Tak czy inaczej swoje odstać musieliśmy. Po mniej więcej 8h spędzonych w samochodzie, dotarliśmy do celu, zakwaterowaliśmy się i poszliśmy zjeść późny obiad. Kwatery okazały się czyste i dość przytulne, naszym zdaniem warte swojej ceny. Po obiedzie udało nam się jeszcze wjechać kolejką linowo-torową na Gubałówkę, gdzie pospacerowaliśmy i zrobiliśmy kilka zdjęć. Zaskoczył nas totalny brak ludzi, było po prostu pusto i cicho, a wszystkie stragany pozamykane. Pogoda była bardzo ładna, świeciło słońce, choć dawało się odczuć zbliżający się chłód wieczoru. Piesze zejście tuż obok kolejki zajęło nam nie więcej niż 30 minut. Jeśli tylko jest sucho, to polecam taki spacerek w dół. Jest dość stromo, ale zejście nie stanowi żadnego problemu. Po całym dniu spędzonym w samochodzie i po tej lekkiej zaprawie, zasnęliśmy bardzo szybko, tym bardziej, że plany na następny dzień mięliśmy bardzo ambitne.
 
Giewont - widok z Gubałówki

    Następnego dnia, obudziło nas piękne słońce i bezchmurne niebo. Zjedliśmy pożywne śniadanie i wyruszyliśmy z kwater, obrawszy kierunek na Kasprowy Wierch. O wjeździe kolejką linową mogliśmy tylko pomarzyć, ponieważ kiedy dotarliśmy do Kuźnic była godzina 11:00, a kolejka sięgała już bardzo daleko. Drogowskaz na Kasprowy Wierch wskazywał czas wędrówki: 3h 15min. Po wykupieniu biletów do Tatrzańskiego Parku Narodowego, zaczęliśmy powolny spacer wspinaczkowy. Nasza ekipa składała się z dwóch kobiet oraz dwóch mężczyzn. Postanowiliśmy, że nie będziemy narzucać szaleńczego tempa – naszym celem było wejście na szczyt, a nie szaleńczy wyścig. Pierwsza godzina wędrówki upływała bardzo przyjemnie – szeroka ścieżka o niewielkim nachyleniu, szum wodospadu i cień drzew sprawiały, że dotarcie do przesiadkowej stacji kolejki upłynęło nam bardzo szybko, nawet pomimo tego, iż momentami ścieżka była całkowicie przykryta śniegiem.
 
Potok przy szlaku na Kasprowy Wierch
 
Potok przy szlaku na Kasprowy Wierch
 
Szlak na Kasprowy Wierch
 
Stacja przesiadkowa kolejki na Kasprowy Wierch
 
Wagonik kolejki na Kasprowy Wierch

    Po kilkuminutowym odpoczynku, rozpoczęliśmy dalszą wędrówkę i praktycznie od samego początku, krajobraz zmienił się dość znacznie. Teraz szliśmy dużo węższą i bardziej stromą ścieżką, pokrytą zalegającym śniegiem, miejscami mocno oblodzoną a w najlepszym razie pokrytą błotem. Tu już trzeba było bardzo uważać, aby się nie poślizgnąć. Idąc w ten sposób mniej więcej 30 minut dotarliśmy do krańca lasu i początku kosodrzewiny. Ścieżka zaczęła wić się coraz mocniej, odkrywając coraz więcej śliskich kamieni oraz większych połaci pokrytych śniegiem. W pewnym momencie mięliśmy spory dylemat, czy podejmować dalszą wędrówkę, ponieważ fragment bardzo wąskiej ścieżki prowadził po bardzo stromym zboczu, pokrytym grubą warstwą zlodowaciałego śniegu. Widzieliśmy jak kolejne osoby rezygnują, ale mimo wszystko wizja powrotu do najbezpieczniejszych nie należała. Z optymistycznym nastawieniem „dalej na pewno będzie już łatwiej” zacisnęliśmy zęby i pokonaliśmy ten dość niebezpieczny odcinek. Kolejne minuty upływały bardzo wolno. Ścieżka zamieniła się w kamienny szlak wijący się trawersem w górę, a coraz większe śniegowe połacie sprawiały, że musieliśmy zaufać śladom wydeptanym przez naszych poprzedników, co czasami kończyło zejściem ze ścieżki i koniecznością wspinania na czworakach przytrzymując się jedynie kęp wystających traw. Momentami było naprawdę harcore’owo! Zmęczenie dawało nam się coraz bardziej we znaki, wymuszając częstsze odpoczynki na uzupełnianie płynów i zjedzenie energetycznego batona. Tylko obietnice, że tuż za każdym kolejnym wzniesieniem ukaże się upragniona stacja meteorologiczna na Kasprowym Wierchu, pozwalało dziewczynom wspinać się dalej. Na szczęście, któraś z kolei taka obietnica została spełniona i w końcu stacja nam się ukazała, choć wcale nie było do niej blisko.
 
Fragment szlaku na Kasprowy Wierch powyżej przesiadkowej stacji kolejki
 
Szlak na Kasprowy Wierch powyżej przesiadkowej stacji kolejki
 
Szlak na Kasprowy Wierch powyżej przesiadkowej stacji kolejki
 
Widok na kolejknę na Kasprowy Wierch
 
Widok na Giewont ze szlaku na Kasprowy Wierch
 
Szlak na Kasprowy wierch powyżej przesiadkowej stacji kolejki
 
Szlak na Kasprowy Wierch powyżej przesiadkowej stacji kolejki


    Pozostał nam najtrudniejszy odcinek do pokonania – na szczyt prowadziła bardzo stroma ściana, ścieżka była całkowicie pokryta śniegiem i znowu musieliśmy polegać na śladach naszych poprzedników. Wydeptane schodki we śniegu czasami zapadały się pod naszym ciężarem i nasze nogi grzęzły w nim po kolana. W końcu po ponad czterech godzinach wędrówki dotarliśmy na szczyt. Dziewczyny miny miały jednak nietęgie… Radość z osiągnięcia celu została nie pokonała zmęczenia i okupionego wysiłku, aby go osiągnąć.
 
Szlak na Kasprowy Wierch - najtrudniejszy fragment
 
Widok ze szlaku na Kasprowy Wierch
 
Szlak na Kasprowy Wiech - najtrudniejszy fragment

    Po kilku fotkach z wymuszonymi uśmiechami, mięliśmy jeszcze przed sobą zejście kawałkiem stromego zaśnieżonego zbocza ze stacji meteorologicznej do stacji kolejki linowej. Niska temperatura, brak słońca, wszechobecna wilgoć i mgła na szczycie sprawiły, że po tak wyczerpującej wspinaczce zaczęło robić nam się zimno, dlatego szybko weszliśmy do budynku stacji. Bilety (ok. 25 PLN za osobę!), udało nam się kupić dość szybko i stanęliśmy w kolejce do kolejki, która na szczęście nie była takich samych rozmiarów jak na dole. Dostanie do wagonika zajęło nam nie więcej niż dwa cykle jego podróży. Dla kogoś, kto pierwszy raz ma okazję jechać tego typu kolejką, wrażenia na pewno są niesamowite, szczególnie uczucie spadania towarzyszące podczas mijania kolejnych słupów podtrzymujących linę.
 
Wagonik kolejki na Kasprowy Wierch dojeżdżający do stacji na szczycie
 
Widok z wagonika kolejki na Kasprowy Wierch
 
Widok z wagonika kolejki na Kasprowy Wierch

    Po zjechaniu kolejką do Kuźnic, wsiedliśmy do pierwszego lepszego busa, który zawiózł nas prawie pod samą kwaterę. Wzięliśmy prysznic, przebraliśmy się i udaliśmy na zasłużony obiad. Pomimo ogromnej ilości barów i restauracji na całej długości Krupówek w długie weekendy bardzo ciężko jest o jakiekolwiek miejsce. Tym razem udaliśmy się do pizzerii znajdującej się na samym dole Krupówek, poleconej nam przez miejscowego taksówkarza – „Adamo”. W lokalu można zjeść nie tylko pizzę, jedzenie jest godne polecenia, a ceny niezbyt wygórowane jak na Zakopiańskie warunki. Po późnym obiedzie i dużym piwie (litrowym) wróciliśmy do naszych kwater. Sen przyszedł bardzo szybko…

    W niedzielę niestety pogoda nie obiecywała już tak wiele, jak poprzedniego dnia – niebo było zachmurzone i zanosiło się na deszcz. Postanowiliśmy jednak, że nie będziemy siedzieć w kwaterach zdecydowaliśmy się wybrać do jednego z kanonów Tatr – Morskiego Oka. Po śniadaniu wsiedliśmy w samochód i zaopatrzeni w ubrania przeciwdeszczowe ruszyliśmy stronę Palenicy Białczańskiej. Ze względu na korek postanowiliśmy zostawić samochód na parkingu w Łysej Polanie, co zmusiło nas do przejścia dodatkowo niecałych dwóch kilometrów. Po wyjściu z samochodu przywitał nas deszczyk, na szczęście przelotny, kupiliśmy, więc ponownie wejściówki do Tatrzańskiego Parku Narodowego i ruszyliśmy do Morskiego Oka. Trasa – dla większości doskonale znana – prowadzi szeroką asfaltową drogą, jest i niestety poza czterema skrótami (kamienne ścieżki) jest dość monotonna.
 
Szlak do Morskiego Oka - Wodogrzmoty Mickiewicza
 
Szlak do Morskiego Oka - las

    Do celu dotarliśmy po dwóch i pół godzinach spokojnego, ale w równomiernego marszu. Szczerze mówiąc po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć Morskie Oko o tej porze roku – pierwszy raz widziałem je tak pokryte lodem. I choć niektórzy mówią, że jest ono piękne o każdej porze roku, to muszę stwierdzić, że zdecydowanie najpiękniej jest tu, kiedy jest mnóstwo zieleni. Tak czy inaczej warto było je zobaczyć w nieco innej odsłonie. Droga powrotna była niestety dość nużąca, dodatkowo dawało nam się odczuć zmęczenie z dnia poprzedniego, za zanim udało nam się dotrzeć do samochodu złapał nas jeszcze deszcz. Po kolejnym wyczerpującym dniu udaliśmy się na obiad i piwko.
 
Morskie Oko w maju - skute lodem.
 
Morskie Oko

    W poniedziałek postanowiliśmy odpocząć, zrobić zakupy i spędzić czas spacerując po uliczkach Zakopanego. Dodatkowo wybraliśmy się na Wielką Krokiew, wjechaliśmy kolejką krzesełkową na górę i z podziwem spoglądaliśmy na widok, jaki mają skoczkowie tuż przed lotem – to naprawdę odważni ludzie.
 
Wielka Krokiew - widok z dolnych trybun
 
Wielka Krokiew - widok tarasu tuż obok belki startowej

    We wtorek po śniadaniu spakowaliśmy się i oddali klucze. Zanim jednak ruszyliśmy w drogę udaliśmy się na ciastko i kawę do znakomitej cukierni na rogu ulic Zamoyskiego i Makuszyńskiego – z czystym sumieniem polecam to miejsce! Podróż powrotna to niestety nasz Polski standard – sznureczek aut na Zakopiance i korki w Krakowie. Obiad zjedliśmy w w knajpie Dobrut, znajdującej się tuż przed Radomiem w miejscowości o takiej samej nazwie jak knajpa. Jedzenie trzeba przyznać, że było niezłe, ale obsługa fatalna – czekaliśmy prawie godzinę na nasze zamówienie, które i tak było dostarczane na raty.
 
    Podsumowując, wyjazd był udany, pogoda dopisała (poza niewielkimi kaprysami), udało nam się rozruszać nasze nogi, a do tego dawka adrenaliny była naprawdę spora. Następnym razem jednak będziemy pamiętać, że góry o tej porze roku bywają mocno pokryte śniegiem, który raczej nie ułatwia wędrówek. Ilość osób odwiedzająca w tym czasie Stolicę Polskich Tatr była naprawdę rozsądna, być może za sprawą kiepskich prognoz pogody, które na szczęście do końca się nie sprawdziły. Pozdrawiam i życzę udanych podróży! :-)

Ledger Nano X - The secure hardware wallet
Ledger Nano X - The secure hardware wallet

* Portal Eskapadowcy.pl nie ponosi odpowiedzialności za publikowane przez użytkowników treści. Publikowane treści są własnością ich Autorów. Zgłoś Niewłaściwą Zawartość.Instant SSL Certificate Secure Site

Zgłoś sugestię
  • Facebook
  • Nasza Klasa
  • Google+
  • Twitter
  • YouTube
  • Blip
  • Flaker
  • GoldenLine
  • RSS