Eskapadowcy.pl
Szukaj na stronie:
Status
hotelura ~ed~
Aktualizacja: 13 lata temu
Statystyki Profilu
Przeglądano:3303 raz(y)
Znajomi:0 znajomy(ch)
Aktualizacja:11 lat temu
Rejestracja:2011-02-05
Aktualne Punkty
Miejsce w Rankingu: Brak rangi
Ranga:Nowy
Profil
Komentarze
Galeria
 
Informacje Podstawowe
Typ Konta:
Firma
Imię:
Tadeusz
Nazwisko:
Wiek: 75 lat
Płeć:
Miejscowość:
Busko-Zdrój
Student / Studentka:
O mnie
Stąd nasz ród
Dynastia Buskich Restauratorów

Mija kilkadziesiąt lat od chwili, gdy w zachodnim skrzydle buskiego sanatorium "Marconi" otworzyła swe podwoje ekskluzywna restauracja. Jej właścicielem był Stanisław Ura, świeżo osiadły w "mieście wód" restaurator.

Stanisław



Państwo Stefania i Stanisław Ura przybyli do Buska w 1925 roku wraz z synami Józefem i Antonim. Z pokaźnym zapewne kapitałem, skoro pierwszy krok w gastronomicznym biznesie postawili od razu na najwyższym stopniu. W owych latach restauracja "Marconi" była lokalem w niczym nie ustępującym najprzedniejszym placówkom w kraju. Zarówno w zakresie proponowanych przez kuchnię potraw, różnorodności serwowanych trunków, jak i dobrze rozumianej rozrywki. W latach dwudziestych i trzydziestych ściągała do Buska-Zdroju śmietanka towarzyska z metropolii , " grube" ziemiaństwo, oraz różnego autoramentu finansjera. Było wśród kuracyjnych gości sporo ludzi borykających się z różnymi niedomaganiami zdrowotnymi, ale w sezonie letnim procent ludzi chorych malała na korzyść osób żądnych rozrywki, przygód i wrażeń. Żony właścicieli wielkich bankowych kont przyjeżdżały z reguły samotne bądź w towarzystwie własnych pokojówek. Ich mężowie w wielkich miastach mogli poświęcić więcej czasu interesom i odetchnąć nieco od małżeńskiej szarzyzny. Rosły im zatem pospołu-stany bankowych kont i ... przyprawiane w Busku rogi. W letnie, bowiem wieczory, na podryw, tańce i swawole przyjeżdżali bryczkami do Buska okoliczni posiadacze ziemscy, niejednokrotnie dotkliwie dotknięci chorobą alkoholową. Do dziś żyje pod Buskiem pewien stangret , który późnymi wieczorami regularnie przywoził swojego Jaśnie Pana w towarzystwie kuracjuszki/ek/do majątku później kilkakrotnie w ciągu nocy "obracał" do Buska po alkohol. Rankiem zaś odwoził panią kuracjuszkę do wód. I dobrze się stało-mawia sędziwy stangret-że wojna wybuchła , bo cały majątek poszedłby wniwecz. Wracając do lokalu, to wymagania klienteli były z reguły bardzo wyszukane i pan Stanisław musiał swoją ofertą sprostać im z nawiązką. Tym bardziej, że konkurencja na rynku usług gastronomiczno-rozrywkowych była ogromna. W Busku-Zdroju przednie lokale prowadzili, bowiem zamożni Żydzi, którym nie bardzo w smak było dzielić się groszem z "jakimś Polaczkiem z Galicji". Koszernych stołów było wiele /lokale : Cukermana, Sylmana, Baranisza, Bernsztajna i in./, ale schabowy z kapustą i ziemniakami u Stanisława Ura był jedyny. W dodatku kuchnia przygotowywała także dania ściśle według zaleceń "medyków"- inne dla konsumentów o podwyższonym ciśnieniu tętniczym, inne dla cierpiących na dolegliwości gastryczne, jeszcze inne dla reumatyków czy alergików. Posiłki główne zawsze serwowane były przy nastrojowym akompaniamencie muzycznym. W porze wieczornej zaś, po kolacji, orkiestra kameralna już w pełnym składzie instrumentalnym przygrywała gościom do tańca. W tym zakresie również nie mogło być mowy o jakichkolwiek "brakach" repertuarowych, gdyż goście obyci niejednokrotnie na paryskich czy weneckich parkietach, rytm i słuch mieli raczej wysublimowany. W parkowej fontannie tuż obok lokalu pstrągi, szczupaki, liny czy sandacze oczekiwały na obstalunek, a odławianie ich kasarkiem było wyłącznie domeną szefa kuchni. Ryby tylko na kilka chwil trafiały w ręce kuchcików, którzy w oka mgnieniu je patroszyli, sprawiali tuszki i na powrót oddawali szefowi, aby ten na patelni wyczarował z nich to, czego oczekiwał gość. Gość, bowiem był świętością największą dla pana pryncypała. We wrześniu 1939 roku Niemcy usunęli pana Stanisława z "Marconiego". Mógł prowadzić biznes, ale poza zdrojowiskiem i...prowadził. Były to: restauracja "Staropolanka" /z dansingiem/ u zbiegu rynku i ul. Chmielnickiej" oraz usytuowana także przy rynku kawiarnia "Mała Czarna" . W początkach wojny pod zarzutem działalności na szkodę III Rzeszy Stefania Ura została aresztowana i wywieziona do obozu koncentracyjnego w Dachau . Panu Stanisławowi udało się utrzymać "Staropolankę" do przełomu lat 1944-45. Domiar nałożony wówczas przez okupacyjne instytucje fiskalne był tak wysoki, że przekraczał możliwości finansowe buskiego restauratora i oba lokale trzeba było zamknąć. Zanim jednak na drzwiach "Staropolanki" i "Małej Czarnej" zawisły kłódki, w lokalach tych najpierw w charakterze kelnerki, a potem bufetowej, zatrudniona została urocza Stasia Salamonówna, przybyła do Buska z podsoleckiego Zborowa. Jej urodzie nie oparł się syn Stanisława - Antoś, wykształcony na cukiernika, a na czas wojny "upchnięty" przez ojca do służby w miejscowej straży pożarnej. Koniec wojny miał dla założyciela dynastii buskich restauratorów dwa oblicza . Z jednej strony radość ze szczęśliwego powrotu ukochanej żony z Dachau, z drugiej zaś zaciekłe ataki miejscowych ubeków. Nagminnie pan Stanisław wyprowadzany był z domu, co kilka dni "na dłuższe rozmowy" . Chłop ongiś na schwał , po każdym spotkaniu z "panami w skórzanych płaszczach" chudł, bladł i z dnia na dzień gasł w oczach. Prezenty dla "łaknących informacji gości" pochłonęły wszystkie domowe oszczędności. Ile z tych kosztowności trafiło do prywatnych uzbeckich kieszeni -nie wiadomo. Pod koniec 1945 roku pan Stanisław zamknął powieki na zawsze. Miał 52 lata.

Antoni



Młody cukiernik podjął dzieło ojca w zupełnie odmiennych warunkach rynkowych. Stalinowski ucisk nie zezwalał na wielkie pole"prywatnego"manewru, ale maleńką pracownię cukierniczą w piwnicach oficyny domu Kałamagów przy ul.Chmielnickiej udało się uruchomić. Wypieki cukiernicze oraz duże ilości lodów sprzedawał Antoni w cukierence mieszczącej się w domu Juszkiewiczów vis-a-vis"porodówki"/obecnie Galeria BWA "Zielona". Ogromne ilości lodu w bryłach potrzebne do produkcji lodów, przechowywane były u rzeźnika Tadeusza Wojnowskiego przy ul. Stopnickiej. Po śmierci Stalina i ten przejaw kapitalizmu zamknięto.Pan Antoni, aby utrzymać rodzinę /troje dzieci/ podjął pracę sprzedawcy w kiosku MHD/Miejski Handel Detaliczny/. "Kiosk Antka stał w rynku naprzeciw apteki. W tym czasie cegła po cegle rósł mały domek przy ul. Waryńskiego, a obok domku-kiosk. Po nastaniu Gomułki ,MHD zezwolił na uruchomienie sprzedaży artykułów spożywczych w prywatnym kiosku Antoniego. Oprócz pensji doszło, zatem kilka groszy za wynajem lokalu, czyli budki mniejszej od powszechnie znanych kiosków "z gazetami/kiosk stoi do dziś-przyp.red./.Po dziesięciu latach kupczenia w "budce" udało się Antoniemu uzyskać zgodę na otwarcie małego zakładu gastronomicznego. Od tej chwili tradycją buszczan stało się wpadanie "na kufelek do Antka" nie mówiąc już o wspaniałych -schabowych i domowym mielonym. Personel kuchni , baru i obsługa kelnerka spoczęły w rękach żony i dzieci. Widok posapującego , brzuchatego Antoniego, pchającego przed sobą wyładowany wiktuałami dwukołowy wózek wtopił się w pejzaż miasta "i takim pamięta Busko tego sympatycznego brzuchacza . A pracowity nad wyraz był to człowiek-mieszczanie spali jeszcze w najlepsze, gdy ze swym wózkiem sapiąc donośnie przemykał się ulicami. Gdy ludzie budzili się ze snu, Antoni już przyrządzał kotlety i czyścił pipę do piwa. Całodzienna harówa, ciągłe problemy z domiarami, podatkami, kontrolami, inspekcjami "bezpieki", zrobiły swoje."Szef" - jak określają go córka i synowie -zmarł na zawał serca w 1980 roku. Po nim kurek od pipy przejął syn, a wnuk Stanisława:

Tadeusz



Od 1980 roku zakład gastronomiczny przy ul. Waryńskiego nosi nazwę restauracji "Pod-Świerkiem". Nazwa pochodzi od drzewa rosnącego obok "Antkowego kiosku", a firma rozrasta się imponująco podobnie jak i ten świerk. Stary dom po gruntownej rozbudowie zmienił się w okazały gmach, w którym oprócz restauracji od 1991 roku funkcjonuje cieszący się dobrą renomą hotel o tej samej nazwie. Wszędzie wdarła się europejskość, jedynie w restauracyjnej karcie dań nie ma obcojęzycznie brzmiących potraw. Tu schabowy pozostał schabowym, a domowy mielony - mielonym.

Violetta i Małgorzata



Pan Tadeusz ma już swoich następców , których zadaniem będzie wprowadzenie firmy w XXI wiek. Konkurencję obecnie córki mają większą niźli pradziadziuś Stanisław, bowiem w ostatnich latach powstało w Busku dziesiątki barów, kawiarń, pubów i restauracji. Ogólnie rzecz biorąc nie jest źle w" mieście wód", jeśli chodzi o małą, średnią czy dużą gastronomię. Kudy jej jednak do" wielkiej "-reprezentowanej przez właściciela dynastii Stanisława, który tuż po narodzinach II Rzeczypospolitej przybył tu z rodziną i wypchanym portfelem. Z Bochni.


Narybek Monika


Jak się przyjęło, interes nie lubi mieć próżni, fach przekazuje się z pokolenia na pokolenie .
Obecnie wnuczka Tadeusza Monika pobiera nauki u swojego dziadka.
Oby takich wzorców było więcej . Najważniejsza w życiu to TRADYCJA .
Zainteresowania
Patrząc w przyszłość nie zapominam o przeszłości

Z właścicielem hotelu „Pod Świerkiem” w Busku-Zdroju Tadeuszem Ura rozmawia Andrzej Borycki.

-Panie Tadeuszu, poznając historię Pańskiej rodziny nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jest ona bardzo mocno związana z tym, co ogólnie można nazwać działalnością gastronomiczną. Saga rodu Urów, to piękna historia buskich restauratorów bardzo ściśle związanych z tym miastem. Czy się mylę?
-Nie, nie myli się Pan. Odniósł Pan prawdziwe wrażenie. Rzeczywiście jest tak, że historia mojej rodziny bardzo ściśle związana jest z miastem Busko-Zdrój, w którym 85 lat temu dziadkowie moi osiedlili się i założyli restaurację.
-Cofnijmy się zatem w czasie, do ubiegłego stulecia i porozmawiajmy o początkach historii buskich restauratorów....
-W 1925 roku z Bochni do Buska-Zdroju przyjechali moi dziadkowie Stefania i Stanisław Urowie z synami Józefem i Antonim. Osiedlili się w tym pięknym uzdrowiskowym mieście z myślą założenia restauracji. I tak się stało. Wkrótce po swoim przyjeździe, w zachodnim skrzydle parku otworzyli, jak na owe czasy, bardzo ekskluzywną, jedną z największych i najładniejszych restauracji. Z uwagi na sezonowość Zdroju była to restauracja czynna okresowo od kwietnia do października.
-Ze wspomnień i zachowanych relacji wynika, że restauracja ta już wkrótce zaczęła cieszyć się dużym uznaniem przebywających w mieście kuracjuszy. Co było powodem, tak dużej popularności?
-Restauracja moich dziadków, w niedługim okresie czasu zyskała rzeczywiście duże uznanie odwiedzających ten lokal kuracjuszy. I to nie tylko z powodu oferowanych wówczas dań obiadowych, różnego rodzaju zakąsek, pysznych ciastek, smacznych lodów czy napojów, ale także dzięki codziennym dansingom. Do tańca przygrywała wtedy bardzo znana w kurorcie orkiestra o nazwie „Happy Boys”, a w sali balowej gościnnie występował często miejscowy amatorski zespół teatralny.
-Działalność restauracji państwa Urów przerwał wybuch drugiej wojny światowej. To właśnie z nią, z latami mrocznej niemieckiej okupacji, wiążą się tragiczne losy Pańskiej rodziny. Proszę coś więcej o tych latach powiedzieć.
-Po zajęciu przez wojska niemieckie Buska-Zdroju hitlerowcy nie zezwolili mojemu dziadkowi Stanisławowi na działalność restauracji w parku zdrojowym. Uznali, że taki lokal jak ten może prowadzić wyłącznie Niemiec lub volksdeutsch. Aby utrzymać rodzinę dziadek zmuszony był poszukać sobie nowej lokalizacji. Miejsce takie znalazł w samym centrum miasta w kamienicy Kałamagów. To właśnie w niej, w jej wschodniej części i na zapleczu zlokalizował swoją restaurację.
-Kiedy Pana dziadkowie zaczynali stawać na nogi Niemcy aresztowali żonę Pana Stanisława. Za co została aresztowana?
-Babcia Stefania aresztowana została pod zarzutem działalności na szkodę III Rzeszy. Wywieziona została do obozu koncentracyjnego w Dachau. Na szczęście obóz ten przeżyła i z końcem wojny szczęśliwie wróciła do Buska. Również jej syn Antoni szczęśliwie przeżył lata okupacji. Dzięki pomocy członków Armii Krajowej, w tym dzięki pomocy mjr Wacława Hiżyckiego i naczelnika miejscowej OSP Stefana Mazurkiewicza uniknął przymusowej pracy w Niemczech zostając członkiem Ochotniczej Straży Pożarnej.
-Jak ułożyły się dalsze losy Pańskiej rodziny i prowadzonej przez nią restauracji?
-Po śmierci dziadka Stanisława, który zmarł mając zaledwie 52 lata prowadzenie restauracji przejął jego syn Antoni. Jak Pan zapewne wie, to były trudne czasy. Początkowo Antoni prowadził restaurację w kamienicy Kałamagów. Jednak z początkiem lat pięćdziesiątych musiał z lokalu tego zrezygnować, gdyż zorganizowano w nim restaurację o nazwie „Staropolanka” prowadzoną przez PSS „Społem”. Aby utrzymać rodzinę założył cukiernię, która znajdowała się w drewnianej przybudówce domu należącego do rodziny Juszkiewiczów. Cukiernia ta działała do 1952 roku. Do dziś w pamięci starszych mieszkańców miasta pozostał niesamowity smak serwowanych w cukierni pysznych lodów, pączków i ciasteczek.
-Musiał zrezygnować z prowadzenia kawiarni bo...
-Był to okres kiedy ówczesne władze niszczyły wszystko co nosi znamię prywatnej inicjatywy. Zmuszony taką polityką fiskalną Antoni Ura zlikwidował kawiarnię i podjął pracę jako sprzedawca w kiosku należącym do Miejskiego Handlu Detalicznego. Jednak nie załamał się i postanowił wybudować własny domek i urządzić w nim małą restaurację. Nowy lokal gastronomiczny rozpoczął swoją działalność pod koniec lat sześćdziesiątych. Mimo, że znajdował się na peryferiach miasta bardzo szybko zyskał zasłużoną renomę. Gości nie brakowało. Odpowiednia atmosfera i jak się później okazało dogodna lokalizacja robiły swoje. Spacerowicze po parku zdrojowym i kibice po meczu piłkarskim bardzo często odwiedzali restaurację. Udawali się do lokalu potocznie noszącego nazwę„ Urego” na tradycyjnego „mielonego” i na „małe piwko” z beczki.
-Kiedy interes rozwijał się i przynosił zyski, kiedy zaistniała potrzeba jego rozbudowy w 1980 roku zmarł na zawał serca jego właściciel Antoni Ura. Kiedy wydawało się, że wraz ze śmiercią właściciela restauracji nastąpi koniec tradycji buskich restauratorów do Buska-Zdroju sprowadza się się jego syn Tadeusz, czyli Pan. Jaką wówczas podjął Pan decyzję?
-Postanowiłem kontynuować dzieło ojca. Inaczej mówiąc poprowadzić restaurację. Cały swój czas poświęciłem na rozbudowę restauracji. Zmodernizowałem stary dom, dobudowałem nową część po to, aby stworzyć hotel. Nowy obiekt przyjął nazwę „Pod Świerkiem”. Nazwa ta pochodzi od drzewa rosnącego obok byłego „Antkowego kiosku”. Dziś hotel ten, szczycący się wysokim poziomem świadczonych usług, oferuje swoim gościom noclegi, całodzienne wyżywienie, w tym śniadania, obiady i kolacje oraz organizuje okolicznościowe przyjęcia. Odbywają się w nim różne imprezy, jak na przykład „Klub samotnych serc”. Mimo, że na pierwszy rzut oka widać w nim wszędzie tak zwaną europejskość, mimo, że w karcie dań nie brakuje dań obcej kuchni, to jedno nie pozostało od lat zmienione. Tu polski schabowy pozostał schabowym, a domowy, tradycyjny mielony, mielonym.
-Jak długo prowadzi Pan hotel „Pod Świerkiem”?
-W tym roku, a dokładnie w miesiącu sierpniu obchodzić będziemy piękny jubileusz 30 lecia działalności hotelu „Pod Świerkiem”. Będzie stosowna ku temu okazja, aby powspominać i porozmawiać oraz spotkać się z naszymi stałymi, zaprzyjaźnionymi gośćmi, którzy przyjeżdżając do Buska-Zdroju zatrzymują się u nas i zastanowić się nad dalszą przyszłością naszej firmy, która kontynuuje piękne tradycje dawnych swych właścicieli.
-Czy nie martwi się Pan o swoich następców?
-Takich obaw nie mam. Mam dwie córki Violettę i Małgorzatę, które obecnie kontynuują tradycje rodzinne. Poza tym mam sześcioro wnuczków i jedną prawnuczkę która urodziła się 11 miesięcy temu. Jak to się potocznie mówi życie nie znosi próżni. W naszej rodzinie, tradycje i zawód przekazywany jest z pokolenia na pokolenie. Widocznie już tak jest zapisane. Jak będę odchodził z czynnego życia zawodowego to na pewno ze świadomością, że rodzinny interes powierzyłem w naprawdę dobre i sprawdzone ręce.
-Dziękuję za rozmowę.
Czym się zajmuję
W roku 1980 pan Antoni zmarł na zawał serca i wydawało się, że będzie to koniec baru u "Urego". Rodzinne tradycje buskich restauratorów podtrzymał syn An¬toniego, Tadeusz, który po śmierci ojca przyjechał do Buska Zdroju i postano¬wił poprowadzić ojcowski zakład.
Tadeusz Ura rzucił się w wir pracy nad rozbudową restauracji. Zakład przyjął nazwę Restauracja „Pod Świerkiem” . Rozbudował stary dom, dobudo¬wał nową część i stworzył także hotel, czyli obiekt, na który Busko Zdrój czekało od lat. Obecnie hotel - restauracja "Pod Świerkiem" oferuje noclegi , poleca śniadania, obiady, kolacje, organizuje przyjęcia okolicznościowe oraz jako novum, organizuje imprezy pt. "Klub Samotnych Serc".
Tadeusz Ura przez dwadzieścia pięć lat rządów na ojcowiźnie, stworzył dzieło na miarę XXI wieku, a jako trzeci z rodu Urów, uznał, że należy "pałeczkę" przekazać następcom, czyli córkom Violetcie i Małgorzacie. Oczy¬wiście jest to przekazanie formalne, bowiem Tadeusz jest człowiekiem jeszcze młodym, pełnym sił i zapału, posiada wiele energii i pomysłów, dlate¬go będzie pomagał w kierowaniu hotelem i restauracją oraz rozbudową obiek¬tu, modernizacją i unowocześnianiem.
Ledger Nano X - The secure hardware wallet
Ledger Nano X - The secure hardware wallet

* Portal Eskapadowcy.pl nie ponosi odpowiedzialności za publikowane przez użytkowników treści. Publikowane treści są własnością ich Autorów. Zgłoś Niewłaściwą Zawartość.Instant SSL Certificate Secure Site

Zgłoś sugestię
  • Facebook
  • Nasza Klasa
  • Google+
  • Twitter
  • YouTube
  • Blip
  • Flaker
  • GoldenLine
  • RSS